„To, co nas podnieca, to się nazywa kasa…” - śpiewa Maryla Rodowicz i to te słowa powtórzył mieszkaniec gminy Kawęczyn, który od blisko ośmiu lat stara się na wszelkie sposoby dowieść, że zasłużył na rolniczą emeryturę, po przepracowaniu w gospodarstwie blisko 50 lat. Niestety - sąd jest innego zdania. “@EwaZamojska Bo to co go podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa.” Ale bawisz się jak szejk, szejk, szejk, babe Shake, shake, shake, babe Babe, babe, shake, shake, shake, babe Bo to, co nas podnieca, to się nazywa kasa I sztuki na obcasach, fury, ciuchy i hazard Bo to, co nas podnieca, to czasem też jest seks Mi casa es su casa, będę bawił się jak szejk W końcu według autora, właściwie wszystko nas podnieca, i to nie tylko co „się nazywa kasa”. Pomiędzy owymi ugrupowaniami, które seksualnością walczą, seksualnością biją, plączą ją z polityką i religiami wszelkimi jesteśmy my. Zwykli ludzie. Owi człowieczkowie, dla których seks po prostu jest. Quebonafide (Kuba Grabowski) Bollywood текст: [Intro] / Bo to, co nas podnieca, to się nazywa kasa / I sztuki na obcas Deutsch English Español Français Hungarian Italiano Nederlands Polski Português (Brasil) Română Svenska Türkçe Ελληνικά Български Русский Српски Українська العربية kemampuan robot yang dapat berperilaku seperti manusia karena memanfaatkan. Strona głównaWanekoBo to co nas podnieca, to się nazywa kasa - recenzja mangi Kakegurui - Szał hazardu (tomy 7-9) Kiedy zorientowałam się, że ostatni raz czytałam Kakegurui w sierpniu zeszłego roku, to aż nie mogłam wyjść ze zdumienia. Dziwne są to czasy, kiedy miesiące spędzane niemal w całości w domu przelatują przez palce jak dzikie, a mangowy rynek obfituje w tyle premier, że nie trzeba już wcale sięgać po skany, żeby non-stop mieć jakieś ciekawą lekturę do obadania. Tym razem przyszedł czas na nastoletnich hazardzistów (czy może bardziej hazardzistki i kilka mniej rozgarniętych rodzynków), którzy zaczynają się angażować w sprawę znacznie przewyższającą dotychczasowo rzucane na szalę stawki. Fabuła przestaje być bowiem zbiorem randomowych gier o grube hajsy, a zaczyna być walką o najgorętsze stanowisko w okolicy. W sensie że stołek premiera? A może tytuł prezesa banku? A gdzie tam - było nie było, Kakegurui jest serią szkolną, więc oczywiście, że musi chodzić o pozycję przewodniczącej Kakegurui - Szał hazardu Tytuł oryginalny: Kakegurui Autor: Homura Kawamoto (scenariusz), Toru Naomura (rysunki) Ilość tomów: 14+ Gatunek: shounen, tajemnica, psychologiczny, szkolne życie, dramat Wydawnictwo: Waneko Format: 175 x 125 mm (standardowy)Po tym, jak Sayaka przegrała z Yumeko w przygotowanej przez Kirari grze, przewodnicząca decyduje się podjąć zdecydowane kroki jeśli chodzi o swój mało kompetentny samorząd i... postanawia go rozwiązać! Jednocześnie rusza cała skomplikowana machina, która umożliwia start w nowych wyborach wszystkim zgromadzonym w Akademii Hyakkaou uczniom. Reguła jest jedna - o głosy w formie żetonów można walczyć wyłącznie poprzez hazardowe gry. Żeby jednak nie było nudno, Kirari zaprasza do zabawy jeszcze kilku gości z zewnątrz - gromadkę nastolatków z nazwiskami kończącymi się na "bami", którzy należą do zarządzanych przez Momobamich Stu Żarłocznych Rodów. Bycie przewodniczącą w Akademii byłoby i tak wystarczająco łakomym kąskiem, ponieważ dzięki temu można zyskać władzę nad wszystkimi uczącymi się tu dziećmi wpływowych ludzi, ale Kirari dorzuca do puli także możliwość stanięcia na czele całej rodziny, co jeszcze bardziej motywuje przeniesionych licealistów do bezwzględnej gry. A jak w tym wszystkim odnajdzie się Yumeko? I jaka tajemnica kryje się za jej nazwiskiem?Z całym szacunkiem dla artystycznej wizji autora okładek, ale to grafiki z pocztówek dołączanych do zamówień w sklepie Waneko robią absolutną robotęW Kakegurui cudowne jest to, że seria wydaje się jakby idealnie skrojona pod wydawanie tomikowe, a nie magazynowe. Autorzy tak rozplanowują akcję, że każdy tom stanowi zupełnie zamkniętą całość i przedstawia od początku do końca jedną dużą grę. W szerszej perspektywie pewnie nie robi to większej różnicy, ale przy kupowaniu serii na bieżąco jest to ogromnie cenny atut - jasne, czytelnika nie pili potrzeba natychmiastowego zdobycia nowego tomu, albowiem srogie cliffhangery co pięć stron i hurr durr, ja chcę wiedzieć wszystko już-teraz-natychmiast, ale jednocześnie daje to masę swobody przy czytaniu, bo nie trzeba sięgać po poprzednie części, żeby przypomnieć sobie, kto wyłożył w danej chwili jakie karty, a kto ma jeszcze w zanadrzu jaką sztuczkę. Chyba nie znam drugiej takiej serii, która dawałaby tyle komfortu i satysfakcji jeśli chodzi o dawkowanie sobie emocji (no dobra, może poza obyczajówkami, ale to jednak trochę inna forma opowiadania historii).O proszę, a w Polsce mamy tylu utalentowanych w tej dyscyplinie obywateli!Jakieś parę tygodni temu przypadkiem natknęłam się w Internecie na opinię, że czytanie Kakegurui jest strasznie nudne, bo główna bohaterka ciągle wygrywa. Po lekturze dziewięciu tomów nie pozostaje mi jednak nic innego jak przetrzeć ze zdumieniem oczy i popukać się sugestywnie w czoło. Mając do czynienia z wyborczymi rozgrywkami i najazdem naprawdę srogich przeciwników ze Stu Żarłocznych Rodów gry są jeszcze bardziej zaciekłe niż wcześniej, a skuteczność Yumeko to w najlepszym razie jakieś plus minus 33%. Jasne, nie przegrywa w spektakularny sposób, co wiązałoby się przecież z odpadnięciem z wyścigu o najważniejszy stołek w Akademii, ale nie jest też tak, że kosi wszystkich jak leci. Zresztą, jak to wytyka w pewnym momencie Sumeragi - Yumeko to cholerna hazardzistka. Nie chodzi jej o to, żeby wykiwać przeciwników podstępem, ale żeby choć odrobinę zawierzyć ślepemu losowi i poczuć euforię, gdy wynik okaże się pomyślny. A jeśli wierzyć teoriom matematycznym, Fortuna daje takie same szanse, by wylosować dziesięć razy z rzędu same szóstki, jak i dowolną inną kombinację panowie są w Kakegurui tak bezużyteczni, że nawet na okazjonalne przyduszanko nie zasługująZgodzę się natomiast, że ciągłe obserwowanie podniecającej się Yumeko może być na dłuższą metę trochę powtarzalne... dlatego tym bardziej cieszy, że tuż obok wyrasta nam drugi wytrawny gracz w postaci Mary Saotome. Pod wieloma względami jest to zupełne przeciwieństwo Yumeko, zarówno pod względem gry (nie zawierza ślepemu losowi, tylko stara sobie wywalczyć drogę do pewnego zwycięstwa, nawet jeśli bywa to odrobinę dyskusyjne), jak i kierujących jej działaniami pobudek (wykorzystuje hazard jako sposób, aby dostać się na szczyt hierarchii, a nie jako przyjemność samą w sobie). Kto by pomyślał, że ta sama dziewczyna na samym początku była totalnie suchą biczą próbującą wepchnąć pod swój but każdego, kto się tylko koło niego nawinął? Ale jak widać - każdy jest w stanie wyciągnąć lekcję po tym, jak zakosztuje spektakularnej porażki... a skoro przy tym jesteśmy, to podobnie ciekawie rozwija się Suzui, który dalej robi przede wszystkim za męską przyzwoitkę, jednak zaczyna darzyć Yumeko i Mary tak głębokim zaufaniem, że od czasu do czasu jest nawet w stanie sam rzucić się w wir a co będziemy robić dziś w nocy? Dokładnie to samo co robimy każdej... będziemy opanowywać szkolny samorząd!Choć główna oś fabuły zdaje się istnieć w Kakegurui tylko z czystej przyzwoitości, to seria ta i tak potrafi dostarczyć masy rozrywki - zwłaszcza, że ukazani do tej pory członkowie Stu Żarłocznych Rodów naprawdę nie przebierają w środkach i zamiast po czeki na okrągłe sumki, sięgają po tortury, trucizny i inne niewybredne sposoby na wyeliminowanie przeciwników. I bardzo dobrze, bo te wszystkie miliony i miliardy jenów zaczęły być już odrobinę za bardzo abstrakcyjne jak na moje skromne, polskie możliwości. Znów rozpaczliwa walka o antidotum to coś, z czym łatwiej mi się utożsamić. No i nie można zapominać o nieziemskiej szacie graficznej, która z jednej strony obfituje w gorące ślicznotki i urocze loli, a już po chwili - budzi grozę quasi-realistycznymi grymasami na śmiertelnie poważnych obliczach. Według mnie Kakegurui to manga kompletna i przemyślana pod każdym możliwym względem, która gdyby tylko chciała, mogłaby się zakończyć w dowolnym momencie, choć... no, nie będę ukrywać, że o tak pokręconych grach mogłabym czytać w ilościach ze mną kundel bury penetruje wszystkie dziury... budżetowe...Za udostępnienie mangi serdecznie dziękuję wydawnictwu Waneko. W cyklach Blockchain Revolution i Digital Revolution (oba znajdziecie tutaj) pisałem dotąd o wpływie nowych technologii na prawo, turystykę, politykę, funkcjonowanie miast czy energetykę. Warto zastanowić się nad czymś najbliższym naszemu portalowi – wpływie na właśnie! Kryptowaluty są częstym tematem naszych wspólnych rozważań na Cyfrowej Ekonomii. Nie tylko jednak o nich będzie ten tekst. Świat finansów zmieniają także inne narzędzia. Po kolei jednak…Po co nam pieniądze?Pytanie banalne, ale warte odpowiedzenia. Zamknij na chwilę oczy. Wyobraź sobie, że żyjesz w świecie, w którym pieniądze nie istnieją. Wstajesz rano. Chcesz coś zjeść. Idziesz się do piekarni. Pani zza lady wita cię szerokim uśmiechem. Tobie na widok wspaniałych wypieków aż ślinka cieknie.– Proszę dwie kajzerki i pączka! – wskazujesz na bierze najpierw do ręki kartkę, na której widzisz jakąś listę. Marszczy się i wnikliwie coś analizuje. W końcu odpowiada:„Proszę jedno kurze jajko i pół kilo mąki.”Ech, znowu to samo! Poranna odyseja po towary, które wymienisz na pieczywo. Za kurze jajko będziesz musiał przygotować lokalnej fermie mini-kampanię reklamową na Facebooku, zaś za mąkę młynarz poprosi Cię zapewne o jakiś nowy slogan reklamujący jego biznes (zapomniałem dodać, że w tej opowieści jesteś freelancerem na rynku marketingu? patrząc na twoje stawki, dość tanim…).W porządku otwórz już oczy (swoją drogą, skoro przeczytałeś powyższe, chyba trochę oszukiwałeś, prawda?). Tak więc wyglądałby świat bez pieniędzy. Musielibyśmy wzajemnie wymieniać się towarami i usługami. Krótko mówiąc: gdyby pieniądz nie istniał musielibyśmy go wymyślić, żeby nie oszaleć. Całe szczęście istnieje i od lat (powiedziałem „od lat”? przepraszam: od stuleci!) ewoluuje. I właśnie o ostatnim, znanym nam odcinku tej zmiany dziś Jacka?Nie, nie chodzi o mnie, a o „Dżaka” Dorseya. Może nawet codziennie „ćwierkasz” dzięki jego dziecku – Twitterowi. Tak, Dorsey to jeden z cudownych synów Ameryki – współzałożyciel mega-popularnego medium społecznościowego. Jeśli wierzyć Wikipedii:„W wieku 14 lat opracował oprogramowanie dla taksówek umożliwiające ich wysyłanie do klienta, które zostało wdrożone przez firmy przewozowe. Jako piętnastolatek rozpoczął pracę jako programista w firmie Jima McKelvey’a.”Twitterem zrewolucjonizował życie publiczne, ale równo dekadę temu dostrzegł jednak, że warto inwestować też w najważniejszą ludzką potrzebę ekonomiczną – wydawanie kasy! W 2009 r. założył więc projektu było zmienienie kultury wydawania pieniędzy. Po co masz nosić banknoty i monety (w czasach hiperinflacji te drugie mogą cię przyprawić o skoliozę!), gdy możesz płacić smartfonem? Tak myślał zapewne Dorsey i jego współpracownicy. (Swoją drogą, gdy zaczniemy używać też e-dowodów osobistych, przestaniemy nosić przy sobie portfele – myślałeś kiedy o tym?).W 2010 r. firma wypuściła na rynek pierwszy produkt, w 2014 r. zrealizowała pierwszą miliardową płatność. Dziś konkuruje z takimi tuzami jak Google Wallet, Apple Pay czy Stripe. Ideą wszystkich jest zmniejszenie lub wyeliminowane wszelkich kosztów jednak na świecie regiony, gdzie to nie koszty transakcyjne są głównym problemem…Smartfon w KongoAlec Ross w swojej książce „Świat przyszłości” opisuje szok, jaki przeżył, gdy w 2009 r. odwiedził Kongo. Wizytował obóz dla uchodźców Mugunga, gdzie żyło wtedy ponad 70 tys. ofiar wojny. Warunki? Spartańskie, choć zapewne i to mogło brzmieć jak spory eufemizm. Co przykuło jednak uwagę Rossa, to fakt powszechności telefonów komórkowych. Uchodźcy korzystali z nich właśnie do płatności. Skala była ogromna – choć na jedno urządzenie przypadało trzech użytkowników, to całościowo wychodziło na to, że aż 42 proc. uchodźców z obozu korzystało z w miarę nowoczesnego uznasz to za fanaberię, od razu zbiję cię z tego fałszywego tropu. Telefony umożliwiały tam dokonywanie płatności, przesyłanie środków bliskim, a przede wszystkim pomagały w zabezpieczaniu oszczędności na rachunkach szybko ktoś zobaczył w tym wyśmienity biznes…CDN.

bo to co nas podnieca to sie nazywa kasa